Miejskie Przedszkole nr 4
w Zielonce

05-220 Zielonka, ul. Staszica 16

tel.: 505 002 774

Przedszkole czynne w godz: 6:30 -17:00

przedszkolenr4@zielonka.pl

logo facebook

Ustawienia

Wyszukiwarka

Jak opowiadać bajki

 

Pierwsza istotna sprawa: wprowadzamy stałe godziny opowiadania; stałe miejsce, które jest udekorowane lub oznakowane (w każdym razie w jakiś sposób "tajemnicze"). Rozpoczęcie opowiadania baśni powinno nastąpić po wyciszeniu się słuchaczy, najlepiej na sygnał wizualny (np. po zamknięciu, drzwi, zaciągnięciu zasłony, powieszeniu obrazka). Twarz opowiadającego powinna być widoczna (dzieci lubią obserwować mimikę). Mimika i gesty opanowane, oszczędne; gwałtowne ruchy wywołują śmiech. Wskazana jest prostota, spokój w głosie i w mimice, co nie jest równoznaczne z monotonią.

Opowiadać można różnie: dramatycznie i nastrojowo, prawie recytując, czy też bardzo spokojnie, w stylu opowiadania mamy czy babci, czy (nawet) z przypominaniem sobie tekstu (byle nie za często!), z zamyśleniem w poszukiwaniu odpowiedniego słowa. Dzieci biorą największy udział w opowiadaniu tzw. gawędziarskim. Odpowiadają na pytania, pomagają w opisie wyglądu, wyliczają przedmioty, cechy itp. Nadają się do tego opowiadania wesołe, przeznaczone raczej dla dzieci młodszych (celował w tych opowiadaniach J. Korczak). C. Bryant, autorka książki "Jak opowiadać bajki dzieciom?", wyobraża sobie dziecko słuchające baśni jako człowieka, który śni. "Niemożliwe zdarzenia, dziwne, nigdy niewidziane krajobrazy, najfantastyczniejsze zjawiska, nieznajomi ludzie, okropne potwory nie wydają się śpiącemu niemożliwością. We śnie, jak w baśni, wszystko jest możliwe, lecz nigdy, a raczej wyjątkowo rzadko sen kończy się śmiercią bohaterów".

Opowiadanie zbliża baśń do dziecka, jest jednym z pierwszych stopni prowadzących do świata sztuki, pierwszym zetknięciem z literaturą. Przeżywanie baśni jest nie tylko przygotowaniem do przyszłych wzruszeń człowieka dorosłego; od razu, bezpośrednio wywiera wpływ wychowawczy. Zwycięstwo, dobra myśl przewodnia baśni, nagroda za dobre uczynki, a kara za złe - ta prymitywna moralność odpowiada naiwnemu rozumowaniu dziecka. Andersen mówił, że opowiadając dziecku, pamięta o rodzicach. Nie bójmy się trudnych baśni. Nie bójmy się, że dziecko nie zrozumie, wolno mu czegoś nie rozumieć. Wystarczy, że słuchając, odczuwa nastrój, ulega mu. Niedopowiedzenie jest jednym z ważkich elementów baśni, może nawet zamierzonym.

Oprócz stworzenia głosem, intonacją nastroju, pamiętamy o wyliczeniu i odpowiednim ustawieniu zdań i okresów ciszy. Z pietyzmem przestrzegajmy wierności głównej myśli przewodniej, by nie zatracić sensu tekstu i jego przesłania. Przestrzeganie natomiast piękna stylu, jak i napięcia dramatycznego wymaga już bajarza bardzo wysokiej klasy, obdarzonego fenomenalną pamięcią i zdolnościami recytatorskimi.

Często spotykana w baśni formuła czy też wróżba staje się nicią przewodnią utworu, którą dziecko uważnie śledzi, pilnie obserwując, czy dalsze wypadki nie odbiegają od z góry nakreślonego planu. Tak samo ma się rzecz z powtórzeniami, na które dziecko czeka, podchwytuje, pamięta. Powtórzenie stopniuje napięcie, łączy radość napięcia z oczekiwaniem nowego, pozwala na przedłużenie przyjemności tego oczekiwania.

Dyskusyjny pozostaje sens opowiadania dzieciom bajek z okrutnym zakończeniem; chociaż z doświadczeń pedagogów przedszkolnych wynika, że dzieci oczekują, wręcz żądają kary dla niegodziwego bohatera i to kary zasłużenie surowej. Należy jednak, podkreślając grozę i powagę sytuacji, łagodzić okrucieństwo. Najłatwiej "unieszkodliwić" tzw. czarne charaktery za pomocą "siły wyższej".

Jeśli chcemy się dowiedzieć, co dziecko z opowiadania wyniosło, zapamiętało, znakomicie służą temu rysunki z pamięci; wybór scen świadczy o tym, co na dziecku zrobiło największe wrażenie, a utrwalanie pewnych szczegółów jest dowodem na uważne słuchanie. Stefania Wortman uważa natomiast, że dyskusja po opowiadaniu powinna być stosowana rzadko, w wyjątkowych wypadkach, ponieważ "na ogół psuje nastrój i często mija się z celem, bo dziecko nie potrafi formułować swoich wrażeń. O przeżyciach dziecka mówią najwięcej jego samorzutne, impulsywne uwagi".

Powieści fantastyczne, dłuższe baśnie opowiadamy, dzieląc je na parę części. Starsze dzieci lubią długie baśnie opowiadane przez szereg dni, tzw. powieść w odcinkach. Przyzwyczajają się, przywiązują do bohatera, lubią do niego wracać, wydaje się, że przeżywają opowiadanie takie głębiej niż jednorazowe i w całości. Mobilizuje to aktywną pracę pamięci.

Jakże piękne jest przesłanie Stefanii Wortman: "Nie wyrzekajcie się baśni za cenę wygód codziennego życia, nie pozwólcie cudów baśniowych - symbolu marzenia i tęsknoty podporządkować zwycięstwu techniki". Pamiętają Państwo "Niekończącą się opowieść"? Baśń jest w nas.

Czy opowiadać dzieciom okrutne baśnie?

Czy nie popełnia się błędu, nadmiernie izolując dzieci od bajek grozy? Jednocześnie wiemy, że epatowanie grozą, śmiercią, zabijaniem w kreskówkach z kanału Cartoon Network uczy dzieci, że zabijanie jest łatwe, problemy można rozwiązać ciosem karate, a pełnią szczęścia jest zwycięska walka na nogi i pięści.

Wydawałoby się, że problem można rozwiązać w ramach skali białe - czarne. Nie oglądamy, nie czytamy bajek grozy z przemocą, agresją, cierpieniem. Wychowamy społeczeństwo łagodne, niezdolne do krzywdzenia, wrażliwe. Jednak, oczywiście, nie. Funkcjonują wśród dzieci opowieści z dreszczykiem o np. Czarnej Ręce, wampirach itp. Z reguły nie są to echa oglądanych kreskówek, tylko wytwory fantazji. Wydaje się, że dzieci lubią się bać, że same sobie tworzą literaturę strachu, okropności, dreszczy. 

Czy nie popełniamy błędu w naszym rozumowaniu, przypisując własne reakcje dzieciom? Na przykład śmierć... Śmierć przyjmowana jest przez dzieci zupełnie inaczej niż przez dorosłych. Dla wielu nie jest zjawiskiem realnym. Przecież żadne dziecko właściwie nie wierzy w śmierć; dzieci nie wierzą, że muszą rzeczywiście umrzeć. Na ogół większość dzieci nie styka się ze śmiercią w sposób namacalny i w związku z tym śmierć istnieje dla nich jako pewien element fikcji. I to samo można odnieść do elementów grozy czy okrucieństwa. Jeśli mowa o posiekaniu ciała na kawałki (np. w opowieści o Ali Babie), a potem posklejaniu tych kawałków, dzieci to przyjmują zupełnie inaczej niż my.

Istnieje oczywiście pewne niebezpieczeństwo i obawy, czy dzieci, traktując to lekko, nie zechcą naśladować, ale jak dotąd nie ma wśród małych dzieci takich patologii, jakich należałoby się spodziewać po kaskadach najtragiczniejszych przykładów, jakie wylewają się z telewizyjnych i komputerowych ekranów. Wyobraźnia dziecka, podkreślmy: dziecka - nie młodzieży!, funkcjonuje inaczej: dla nich nie ma w tych obrazach i dialogach takiej dawki sadyzmu, jakiej my się doszukujemy.

Jaka mogłaby być szkodliwość elementów okrucieństwa? Mogłoby nią być wyrobienie skłonności do sadyzmu. Jednak wieloletnie obserwacje pedagogów i wymienionych już autorów i wydawców wykazują, że dzieci traktują okrucieństwo zupełnie umownie: jako element grozy, dreszczyku właśnie, straszenia słuchacza czy widza, a nie cierpienia ofiary. Być może chodzi tu o rozładowanie tkwiących w każdym pierwotnych instynktów. I z tych względów groza może pełnić w baśni rolę pozytywną.

Po co jeszcze dziecku potrzebna jest groza?

Wróćmy do warunków, w jakich dzieci chętnie słuchają (i oglądają) tych najstraszniejszych baśni. Otóż na pewno nie będą chciały ich słuchać, kiedy czują się zagrożone. Dziecko szuka bajki strasznej wtedy, kiedy jest bezpieczne. Groza jest potrzebna po to, żeby utwierdzić jego poczucie bezpieczeństwa. Kiedy znajduje się w warunkach jakiegoś zagrożenia, nie prosi o bajkę straszną; wtedy już dostatecznie się boi, groza czyha z zewnątrz. Ale powinniśmy też o tym pamiętać, że bajki takie, być może, są dziecku potrzebne, ale że znajdzie je ono w wystarczającej ilości w swoim otoczeniu, u babć, cioć, w programie telewizyjnym; i dlatego nie zawsze i nie w każdych warunkach można je opowiadać.

Trzeba jeszcze raz podkreślić, że dziecku groza jest potrzebna, żeby mogło w sobie utwierdzić poczucie bezpieczeństwa. Oczywiście idzie tu też o zachowanie umiaru; żebyśmy nie wpadli w przekonanie, że dziecku nic ze strony baśni nie zagraża, bo zagrozić może bardzo wiele. Zwłaszcza ze strony środków wizualnych, ponieważ one silniej przemawiają do wyobraźni aniżeli słowo drukowane.

Pamiętajmy również, że dziecku nadwrażliwemu w ogóle nie podsuwamy baśni, w których są sceny okrutne, bo tę nadwrażliwość niepotrzebnie rozbudujemy. Dziecka z patologicznej rodziny nie epatujemy baśniami z nadmiarem przemocy czy dewiacji, z którymi się styka (chyba że konstruujemy bajkę terapeutyczną, ale to odrębny problem) - ono potrzebuje budowania poczucia bezpieczeństwa, fantazji, by ochronić chociaż część swego dzieciństwa i prawo do marzeń. Baśnie są wykorzystywane do różnych celów. Baśń z elementami okrucieństwa, z zakończeniem lub akcją ocierającą się o wątki tragiczne pełni też rolę dydaktyzującą, dyscyplinującą i ostrzegającą. W myśl zasady: popatrz, jakie były skutki podobnego zachowania.

Pamiętać trzeba, że w dzisiejszym bardzo skomplikowanym świecie dziecko styka się z najbardziej fantastycznymi często przejawami życia, na które musi być uodpornione.